W tym artykule pragnę z jednej strony wskazać na istotne różnice między chrześcijaństwem a islamem, a z drugiej zastanowić się nad przyczynami pojawienia się islamu jako rywalizującej z chrześcijaństwem religii. Islam bowiem nie tylko przypomina chrześcijaństwo, ale próbuje również przedstawić się jako lepsza alternatywa dla wyznawców monoteizmu.
Monoteizm chrześcijański nie jest jednak równy monoteizmowi mahometańskiemu. Chrześcijanie bowiem wierzą w Boga Ojca, Syna i Ducha Świętego, a więc w trójjedynego Boga, podczas gdy mahometanie wyznają tzw. ścisły monoteizm. Nawet jeśli na pierwszy rzut oka nie stanowi to istotnej różnicy, śmiem twierdzić, że ta różnica jest kolosalna i ma bardzo praktyczne znaczenie, jeśli prawdą jest twierdzenie Pisma Świętego, że człowiek stworzony jest na obraz i podobieństwo Boga. Znaczy to, że zarówno pojedynczy człowiek, jak i ludzkie społeczeństwo jest odzwierciedleniem Stwórcy.
Islam zdaje się jednak przeczyć stworzeniu człowieka na obraz Stwórcy. Widzimy to na przykładzie nabożeństwa. Jak zauważył Ralph A. Smith w "Trynity and Reality," kiedy mahometanin czci Allacha, czyni coś, czego Allach sam nigdy nie robi. Allach nigdy nie oddaje czci komuś innemu ani dla nikogo nie poświęca się. Kiedy więc mahometanin bije pokłony przed Allachem, a więc w momencie, kiedy rzekomo jest najbliżej Allacha, staje się do niego najbardziej niepodobny. Kiedy jednak chrześcijanin czci Jahwe, nie tylko zbliża się do Boga, ale też naśladuje Go, czyniąc to, co czyni Ojciec, Syn i Duch wobec siebie nawzajem. Nabożeństwo ofiarowane Ojcu w imię Syna i w mocy Ducha jest w rzeczy samej uczestnictwem we wspólnocie Trójcy. Nasz Bóg nie tylko przyjmuje cześć, ale również sam obdarza nią innych: Ojciec czci Syna i Ducha, a Syn i Duch odwzajemniają cześć Ojcu. To z kolei przekłada się na więzi międzyludzkie. Właściwe okazywanie szacunku i oddawanie honorów innym ludziom zawiera się w biblijnym zrozumieniu miłości i jest naśladowaniem trójjedynego Boga.
Co więcej, ponieważ Allach jest w ścisłym znaczeniu jedyny w swoim rodzaju, dlatego obce jest mu pojęcie międzyosobowej więzi. Trójca zaś w swej istocie zawiera międzyosobowe relacje między Ojcem, Synem i Duchem. Należy więc zapytać, jaki wpływ na społeczeństwo ma religia, której bóstwo pozostaje w wiecznym osamotnieniu? Której bóstwo jest w swej istocie a-społeczne? A może nawet bezosobowe? Naturalną konsekwencją byłoby oderwanie spraw społecznych od takiej religii. Islam nie jest w tym konsekwentny i odnosi pewne korzyści, zapożyczając z chrześcijaństwa. Dlatego odnajdujemy w nim np. pojęcie dobra i zła oraz prawo regulujące relacje międzyludzkie. Można jednak zadać kolejne pytanie, w jaki sposób prawa te odzwierciedlają naturę Allacha i czy w ogóle to czynią? Należy podejrzewać, że etyka islamu jest raczej konsekwencją arbitralnych decyzji Allacha niż odzwierciedleniem jego natury. Przede wszystkim nie znajdujemy w Allachu, który jest wiecznie jeden i sam, miłości bliźniego – tak fundamentalnej w chrześcijańskim rozumieniu Boga i etyki. Ponadto, skoro Allach jest wiecznie jeden i sam, można stwierdzić, że społeczeństwo nie jest obrazem Stwórcy, a więc nie nosi znamion wieczności, lecz jest tworem tymczasowym. Co to z kolei mówi nam o perspektywach dla ludzkości? Czy kiedyś cała ludzka rasa w swoim zróżnicowaniu zleje się w jednolitą i bezkształtną metafizyczną masę? Patrząc na Allacha należy się tego spodziewać. To zaś oznacza, że również ludzka tożsamość i osobowość jest przejściowa i tymczasowa. Nie powinno zatem dziwić, że ściśle mahometańskie społeczeństwa mają tendencję do wyradzania się w autorytarne dyktatury.
Należałoby jeszcze dodać, że jednolitość Allacha każe z podejrzliwością traktować wszelką różnorodność, podczas gdy w Trójcy jedność i wielość mają równie ostateczny charakter. Jeśli dodamy do tego statyczną naturę Allacha, która rzuca cień podejrzenia na wszelką zmianę, to dochodzimy do wniosku, że rozwój i postęp, czyli to, co Biblia nazywa przemianą z chwały w chwałę, jest islamowi obcy, a nawet wrogi. (Oczywiście, jak spotykamy niekonsekwentnych chrześcijan, tak spotykamy też niekonsekwentnych mahometan, którzy wbrew swej religii zabiegają o rozwój i postęp.) Tak naprawdę nie istnieje więc ani historia ani biografia, a przynajmniej islam nie dostarcza podstaw do tego, by uznać je za rzeczywiste. Stąd brak w nim akcentu, jaki chrześcijaństwo kładzie na dojrzewanie. Słuszne zdaje się więc twierdzenie Jamesa B. Jordana wyrażone w "From Bread to Wine", że islam cierpi na chorobę wspólną wszystkim pogańskim religiom, a mianowicie na infantylizm polegający na zatrzymaniu się jego wyznawców w rozwoju osobowym na poziomie nastolatka. Inaczej jest w chrześcijaństwie, dla którego podstawą dla historii i biografii jest wewnętrzne życie Trójcy, które charakteryzuje dynamika międzyosobowych relacji. Stąd przywiązanie do niedojrzałości jest według Biblii jednym z podstawowych grzechów.
Niektórzy twierdzą jednak, że różnica między chrześcijaństwem a islamem wynika tylko lub głównie z tego, że znajdują się one na rożnym etapie rozwoju. Zapowiadają pojawienie się reformatora islamu, który da impuls do większego uduchowienia tej religii. Jako przykład mający potwierdzać tę tezę podaje się chrześcijańskie krucjaty, które były rzekomo zjawiskiem bardzo podobnym w swym charakterze do współczesnego mahometańskiego terroryzmu. Oczywiście, można by prowadzić dyskusję na ten temat na gruncie ściśle historycznym i przerzucać się faktami i relacjami świadków. Można by wskazać na to, że krucjaty były reakcją chrześcijaństwa na wojowniczą ekspansję islamu. Na pewno krzyżowcy nie byli niewiniątkami i dokonali wielu haniebnych czynów. Myślę jednak, że lepiej spojrzeć na ludzi, których imiona noszą te religie: Chrystusa i Mahometa. Mahomet walczył mieczem, podczas gdy Chrystus szerzył swe Królestwo słowem. Choć obie te religie roszczą sobie prawo do uniwersalności, czyli objęcia i zagospodarowania wszystkich zakątków świata i każdej dziedziny życia, to jednak różnią się m.in. w metodzie zdobywania wpływów i nowych wyznawców. Oczywiście, nie chodzi tu o różnego rodzaju dewiacje i odchylenia od normy, lecz o zasadę ustanowioną przez Chrystusa z jednej strony i Mahometa z drugiej. Zwróćmy uwagę np. na to, że choć ap. Paweł uznał prawo władzy cywilnej do noszenia miecza i jej obowiązek obrony prawa i sprawiedliwości, a także korzystał z gwarantowanej przez władze Rzymu ochrony własnego życia, to jednak sam nigdy za miecz nie chwytał. Mówię tu o okresie po spotkaniu z Jezusem na drodze do Damaszku, ponieważ wcześniej, jeszcze jako Saul, chętnie korzystał ze środków przemocy dla prześladowania chrześcijan. Tym bardziej wymowna staje się zmiana, jaka zaszła w jego postawie po tym wydarzeniu. Od tej pory jedynym mieczem, za który chwytał, było słowo.
Inaczej ma się sprawa z Mahometem. Wystarczy wspomnieć o masakrze na arabskich żydach z klanu Kurajza, o której czytamy w Hadisach, czyli opowieściach o życiu założyciela islamu. (Hadisy stały się podstawą tzw. prawa szariatu, a Mahomet uznany za wzór do naśladowania.) Według nich Mahomet własnoręcznie ściął co najmniej 600 jeńców. Zaś w Hadisie pt. "Zabijajcie każdego żyda" czytamy:
Posłaniec Boży powiedział: "Zabijajcie każdego Żyda, który znajdzie się w waszej mocy!" Słysząc to Muhajjisa ibn Mas'ud rzucił się na ibn Sunajnę, żydowskiego kupca, z którym miał stosunki towarzyskie i handlowe i zabił go. Huwajjisa, jego starszy brat, nie był wtedy jeszcze muzułmaninem. Kiedy Muhajjisa zabił żyda, Huwajjisa zaczął go bić, wołając: "Ty bezbożniku, jak mogłeś zabić swojego żywiciela!" Muhajjisa odpowiedział: "Gdyby ten, kto mi go kazał zabić, kazał zabić i ciebie, odciął bym ci głowę." (...) Tamten odparł: "Na Boga! Gdyby Mahomet kazał ci mnie zabić, ty byś mnie zabił?" Ten odpowiedział: "Na Boga, gdyby kazał mi obciąć ci głowę, zrobiłbym to." Tamten zawołał: "Na Boga, religia która do tego może doprowadzić, jest wspaniała!" i przyjął islam.
Czy wciąż dziwi nas obraz głów ściętych w imię Allacha, jakie od czasu do czasu dostarczają nam islamscy fundamentaliści? Raczej nie, jeśli wiemy, na jakiej lekturze i na czyim przykładzie się wychowali. Czy wciąż czujemy oburzenie wobec takiego okrucieństwa? Tak, ponieważ jesteśmy chrześcijanami. Albo inaczej – ponieważ naszą moralną wrażliwość ukształtowała Pasja, a nie Hadisy – opowiadanie o męce Pańskiej, a nie o okrutnych wyczynach Mahometa.
Dzięki Bogu nie wszyscy mahometanie wiernie i konsekwentnie naśladują założyciela swej religii ani też nie są w stanie żyć jako wierny obraz swego bóstwa, Allacha. Życie w świecie stworzonym przez trójjedynego Boga zmusza każdego człowieka do zachowania przynajmniej częściowo praw i zasad wpisanych w porządek stworzenia i odzwierciedlających charakter Stwórcy. Można by też powiedzieć, że islam nie jest aż tak niebezpieczny, jak mógł by być, ponieważ w pewnym sensie jest chrześcijańską herezją – krzywozwierciadlanym odbiciem chrześcijaństwa.
Nie możemy więc przejść obojętnie obok islamu ani traktować go jako jedną z wielu fałszywych religii. Jak zwrócił na to uwagę Peter J. Leithart w "Islam: Mirror of Christendom", wielkie odstępstwa pojawiały się w historii Bożego ludu nie bez powodu. Wystarczy wspomnieć ustanowienie synkretystycznego kultu Złotego Cielca w północnym Królestwie Izraela po śmierci Salomona. Była to przestroga dla Judy, który również "flirtował" z bałwochwalstwem.
Zgodnie z twierdzeniem Leitharta Bóg wzbudził islam jako karykaturę chrześcijaństwa, by ukazać nam nasze błędy i związane z nimi zagrożenia. Islam jest w pewnym sensie nawrotem do judaizmu, przy czym interesuje go nie tyle doktryna, co rytuał ze szczególnym naciskiem na modlitwę, post, pielgrzymkę, jałmużnę, wyznanie wiary i dzień święty. Dla chrześcijanina przejście na islam oznaczałoby powrót do tego, co tak zdecydowanie krytykował Jezus w Ewangeliach oraz ap. Paweł w Listach. Muzułmanie podobnie jak tzw. judaizujący chrześcijanie są gotowi uznać Jezusa za kogoś wybitnego. Odmawiają Mu jednak prawa do odgrywania kluczowej roli w przełomowym dla historii świata momencie, który zainicjował nowe stworzenie – kolejny etap przemiany stworzenia "z chwały w chwałę." Nic dziwnego, bo i Mahomet nie widział w sobie herolda nowego stworzenia, a raczej kolejnego proroka w linii od Noego przez Jezusa, którego głównym zadaniem było wezwanie żydów i chrześcijan do porzucenia swych błędów i powrotu do monoteistycznej wiary Abrahama (Sura 2:135).
Patrząc na islam powinniśmy więc doszukiwać się podobieństw do chrześcijaństwa. Jednak nie po to, by znaleźć wspólny mianownik, który pozwoliłby urządzić wspólne nabożeństwo ekumeniczne, lecz by dostrzec własne błędy. Nie bez znaczenia jest przy tym miejsce i czas pojawienia się islamu – na terenach, gdzie kwitły chrystologiczne herezje. Przypomina to o fundamentalnym znaczeniu doktryny o Trójcy – błędy pojawiające się w niej wypaczają resztę chrześcijańskiej teologii i praktyki. Pamiętajmy też, że islam to typowa religia uczynków, co by wskazywało na braki w nauczaniu o doskonałym zbawieniu w Chrystusie. Te dwa elementy oczywiście łączą się ze sobą, bo Ewangelia jest prawdziwa tylko wtedy, gdy Chrystus jest prawdziwym Bogiem, który prawdziwie stał się prawdziwym człowiekiem. Innymi słowy, nie sposób oddzielić dzieła od osoby Chrystusa.
Z historii wiemy, że Bizancjum zaniedbało misję wśród Arabów. Pewnie z tego powodu Arabowie poznali chrześcijaństwo głównie przez kościoły heretyckich, o czym świadczy obraz Trójcy, jaki znajdujemy w Koranie. Ponadto chrześcijanie pojawili się na Półwyspie Arabskim nie jako misjonarze, ale obcy przybysze, często reprezentujący skłócone i rywalizujące ze sobą sekty. Wiele daje do myślenia to, że niektórzy z nich przyjęli później islam w nadziei wyzwolenia się spod władzy Bizancjum. Można wręcz powiedzieć, że dla Arabów islam był bardziej obiecujący i przyjazny niż chrześcijaństwo i to przede wszystkim z powodu stanu kościołów, z którymi się zetknęli.
Należy zatem zapytać, co stało się ze współczesnym chrześcijaństwem, skoro jesteśmy świadkami renesansu islamu? Myślę, że wskazuje on na słabość współczesnego Kościoła, który jakby zapomniał o istotnej różnicy między Bogiem Ojcem, Synem i Duchem a Allachem, a także między Chrystusem a Mahometem. Musimy więc dbać przede wszystkim o jasne i biblijne zrozumienie osoby i dzieła Chrystusa.
Po drugie, pamiętajmy, że islam stanowi zagrożenie dla Zachodu właśnie dlatego, że jest określoną cywilizacją, a nie zepchniętą na margines społecznego życia ideologią. Niestety Zachód od dawna próbuje pozbyć się swego chrześcijańskiego dziedzictwa, a na dodatek sami chrześcijanie jakby stracili wizję Kościoła jako czynnika kulturotwórczego. Zadowalamy się "Jezusem w naszym sercu," a powinniśmy raczej uczyć się od średniowiecznego chrześcijaństwa, które, podobnie jak islam, postrzegało siebie jako religię uniwersalną, a tym samym dostarczało wyznawcom ogólnych ram, w których jednostka i społeczeństwo mogło odnaleźć swą tożsamość oraz rolę w świecie i historii, a więc sens swojej egzystencji. Dzisiejsze chrześcijaństwo już nie aspiruje do tej funkcji, tracąc tym samym na znaczeniu. Nie jest już fundamentem, na którym wyznawcy mogliby oprzeć całe swoje życie. Kościół musi na powrót stać się instytucją, która niesie narodom uzdrowienie.
Czy chrześcijaństwo polegnie w starciu z islamem? Na to pytanie należy odpowiedzieć dwojako. Z jednej strony, jak najbardziej możliwa jest porażka pewnego typu chrześcijaństwa, którego pojawienie się na obecnym etapie historii sprowokowało renesans islamu. Z drugiej strony, można powiedzieć, że zwycięstwo w historii należy do religii, która nosi prawdziwy obraz Stwórcy.