Koło Filozoficzne Uniwersytetu Gdańskiego

Na początku chciałbym podziękować studentom z Koła Filozoficznego Uniwersytetu Gdańskiego za zaproszenie i organizację tego spotkania. Cieszę się, że w ramach spotkań nt. różnych aspektów filozofii znajduje się również miejsce na dyskusje o moralności i ateizmie.

Zanim rozpocznę swoje krótkie wystąpienie dwa słowa o mnie: nazywam się Paweł Bartosik i jestem pastorem Ewangelicznego Kościoła Reformowanego w Gdańsku. Mury tego budynku również nie są mi obce ponieważ piszę doktorat w sąsiednim Instytucie Pedagogiki.

Wraz z Adamem przygotowaliśmy dwa 20 minutowe wprowadzenia do dyskusji przedstawiające odmienne punkty widzenia na zadany temat, który brzmi: Czy ateista może być człowiekiem moralnym?

W zasadzie aby móc odpowiedzieć na to pytanie musimy sobie zdefiniować pewne pojęcia występujące w pytaniu. Dokładnie - dwa pojęcia: ateizm oraz moralność.

Po pierwsze: „ateista". Ateista w dużym skrócie to człowiek, który nie wierzy w istnienie Boga – zdefiniowanego przez jakąkolwiek z religii. Oczywiście odrzuca istnienie Boga, o którym mówi Biblia, jak i każde bóstwo, o którym opowiadają inne księgi lub ludzka wyobraźnia.

Jednak gdybyśmy tylko na tym się zatrzymali w naszej definicji ateisty powiedzielibyśmy zdecydowanie za mało. Na potrzeby tematu spotkania musimy powiedzieć o wiele więcej nt. tego co wiąże się z ateizmem. Dlatego, że odrzucenie istnienia Boga niesie ze sobą bardzo konkretne filozoficzne, logiczne oraz praktyczne konsekwencje, o których nie wszyscy – nawet sami ateiści – zdają sobie sprawę. I dodałbym: dzięki Bogu, że nie uświadamiają sobie owych konsekwencji ponieważ w przeciwnym wypadku nie doszłoby choćby do naszego spotkania.

Mówiąc więc o ateizmie nie chodzi o charakterystykę poglądów tego czy tamtego człowieka mieniącego się być ateistą lecz o filozoficzny, konsekwentny ateizm (nie będę skupiał się na ich różnych odmianach wynikających z zapożyczeń z innych systemów filozoficznych oraz religijnych np. tzw. ateizm humanistyczny).

Zatem cechą charakterystyczną ateizmu jest odrzucanie istnienia rozumnej istoty zwanej Bogiem. Warto więc przyjrzeć się kolejnym konsekwencjom, które wynikają z tego założenia. Dodam, że nie są to konsekwencje, które każdy ateista sobie uświadamia. Na ogół raczej będzie się przed nimi bronił, co jednak powoduje, że ateizm jako światopogląd jest straszliwie niespójnym systemem.

Oto te konsekwencje.

W ateizmie świat jest materią w ruchu. Wszystkim „rządzi" chaos i przypadek. Nie ma więc w nim miejsca na abstrakcyjne, stałe, uniwersalne, niematerialne prawa – logiki przyrody, fizyki. Takie rzeczy jak stałość, prawo, harmonia, planowość, przewidywalność nie mają racji bytu na założeniach ateisty dotyczących natury i pochodzenia świata.

W ateizmie nie ma osobowej Istoty, która powoduje, że przyciąganie ziemskie w każdym miejscu i w każdym czasie zawsze tak samo funkcjonowało oraz będzie funkcjonować. Nie ma Osoby, która jest autorem życia na ziemi, a w związku z tym określa, że przykładowo zgładzenie życia ludzkiego przez innego człowieka jest etycznie złe.

W ateizmie (konsekwentnym, a więc naturalistycznym i materialistycznym) wszystko sprowadza się do przypadku i czysto subiektywnej oceny danej osoby, sytuacji, zachowania - z perspektywy jej użyteczności (wedle czysto subiektywnej oceny każdego człowieka) i to jedynie w danej sekundzie, w jednym miejscu.

Oczywiście ateista zachowuje się w zupełnie inny - od owych konsekwencji – sposób. Opisuje świat i zachowuje się w nim tak jakby jednak istniały stałe, niematerialne, obiektywnie istniejące prawa (fizyczne, etyczne, matematyczne) niezależne od czasu czy miejsca.

Przykładowo – sama wasza obecność na spotkaniu takim jak nasze zakłada, że wierzycie istnienie obiektywnej prawdy, którą chcecie odkrywać. I to mówię o każdym z was – bez względu na światopogląd, który wyznajecie. Pewne twierdzenia uważacie za nieprawdziwe, inne za wewnętrznie niespójne. Używacie więc kategorii: prawda – fałsz w waszym opisie rzeczywistości.

Oznacza to, że każdy ateista (chrześcijanin także) zakłada iż:

- prawda jest poznawalna

- istnieją narzędzia dla dokonania jej weryfikacji

- jest w posiadaniu przynajmniej cząstkowej, ale obiektywnej prawdy (skoro argumentuje udowadniając błędy teistycznego podejścia)

- zakłada, że jej poszukiwanie, dyskusja na ten temat ma jakiekolwiek znaczenie!

Jednak wszystkie powyższe wnioski są zupełnie niekompatybilne z punktem wyjścia ateisty jeśli chodzi o jak powstał, czym jest świat, kim jesteśmy, dokąd zmierzamy, czym jest rozum itp.

I tu dochodzimy do drugiego pojęcia: „moralność". Zanim przejdę do definicji moralności chciałbym poruszyć bardziej fundamentalną kwestię. Definiować mianowicie możemy coś o czym wiemy lub mniemamy, że istnieje. Ludzie wierzą w istnienie Boga i próbują go na różne sposoby definiować. Jednak punktem wyjścia jest ich przekonanie, że ktoś taki istnieje. Podobnie rzecz się ma z moralnością. Próbujemy ją definiować, ale najpierw zakładamy, że coś takiego istnieje.

Pytanie, które zadałbym ateiście jest następujące: skąd przypuszczenie, wiara, pewność, że istnieje coś takiego jak moralność? Ateista najczęściej przyjmuje rzeczywistość w oparciu o własne zmysły. Można by więc zapytać: czy więc widział coś takiego jak moralność? Dotknął jej? Zasmakował? Zbadał w naukowy sposób, że coś takiego obiektywnie istnieje? Nie sądzę. Mimo to używa jednak tego pojęcia tak jakby jego istnienie i zakres znaczeniowy były czymś oczywistym! Używa tego pojęcia mimo iż na własnych założeniach w żaden sposób nie jest w stanie wskazać na przyczynę, dla której w jego słownictwie takie słowo występuje. Musi zapożyczyć, ale już spoza swojego systemu myślowego założenie, że istnieje moralność będąca miarą, standardem oceny zachowań ludzi. Musi także zapożyczyć spoza swojego systemu jej definicję.

Pamiętajmy, że chcemy tu zdefiniować coś: niematerialnego, coś co istnieje poza nami, a więc niezależnie od nas, coś co jest uniwersalne, obiektywne. Nie mówimy przecież o innej moralności dla Hiltera, innej dla Bin Ladena, a innej dla Jana Kowalskiego. Jeśli jakiś czyn lub człowieka opisujemy jako „niemoralnego" – odnosimy się do pewnego standardu będącego standardem dla wszystkich kultur i dla całej historii. Zatem kluczowe pytanie brzmi: jak ateista zbadał, jak dowiedział się, że coś takiego istnieje? I po drugie: jak dowiedział się co obiektywnie wchodzi w zakres tego pojęcia?

Oczywiście nawet bez udzielonej odpowiedzi na te pytania ateizm posługuje się terminem moralności. Jednak robi to na zasadzie zapożyczenia z innego systemu – z chrześcijaństwa. Zatem ateizm używa argumentów przeciwko Bogu posługując się Jego narzędziami: logiką, gramatyką, prawami, które stworzył. Używając przykładu chrześcijańskiego filozofa Corneliusa Van Tila - jest jak córka, która musi wejść na kolana ojca aby móc uderzyć go w policzek. Bez nich jest zupełnie bezradna.

Oznacza to, że ateista mimowolnie musi założyć prawdziwość chrześcijańskiego światopoglądu aby móc korzystać z pojęć takich jak moralność, dobro, sprawiedliwość, wewnętrzna niespójność, okrucieństwo, zło, prawo grawitacji, przyśpieszenie ziemskie, sumienie, godność kobiet, prawa człowieka. Musi założyć, że jakaś ściśle określona treść wchodzi w zakres tych pojęć.

Ponadto zauważmy, że moralność odnosimy do oceny działań ludzkich. Nie mówimy, że lis, który zakradł się do kurnika i zagryzł trzy kury zachował się niemoralnie. Niemoralnym zaś ocenimy działanie człowieka, który ukradł swojemu sąsiadowi z kurnika trzy kurczaczki.

Za takim językiem stoi pewne założenie filozoficzne: że człowiek jest istotą innego rodzaju niż lis, że jakościowo między nim, a najwyżej rozwiniętym zwierzęciem istnieje przepaść aksjologiczna. Pytanie: skąd w ateizmie to założenie? Jakie znaczenie ma to co jedna kupa pierwiastków chemicznych napędzana reakcjami chemicznymi w górnej części ciała robi drugiej kupie białka - a do tego właśnie sprowadza się w konsekwentnym ateizmie spojrzenie na człowieka?

Zatem w filozoficznym ateizmie, który mówi, że świat jest materią w ruchu napędzaną w przypadkowy, bezosobowy, ślepy sposób, a człowiek jest zwierzęcą formą napędzaną reakcjami chemicznymi w mózgu – nie ma żadnego miejsca na istnienie moralności.

Oczywiście ateiści są żywo zainteresowani moralnością, posługują się tym terminem, a nawet odnoszą to słowo do swojego lub innych zachowania. Potrafią nawet bezgranicznie zaufać Wikipedii, że coś takiego istnieje i przyjąć bez żadnego zawahania jej definicję. Oczywiście robią to wbrew swoim założeniom.

Te wszystkie uwagi są bardzo ważne zanim odpowiemy na tytułowe pytanie: Czy ateista może być człowiekiem moralnym. Odpowiedź brzmi: może lecz jedynie w bardzo okrojonym rozumieniu słowa „moralność".

Po pierwsze: może - przyjmując od chrześcijanina założenie, że istnieje coś takiego jak moralność i że wie jakie obiektywne treści ukryte są w tym pojęciu.

Po drugie zaś: ateista może być człowiekiem moralnym – w bardzo potocznym rozumieniu tego terminu. Innymi słowy: ateista może być człowiekiem porządnym. Czyli może zachowywać się jak uczciwy człowiek: może nie kraść, mówić prawdę, uczciwie się rozliczać z ZUSem i Urzędem Skarbowym, płacić pensję na czas swoim pracownikom, nie zdradzać żony, nie zdradzać tajemnic przyjaciół itd. To wszystko jest w zasięgu ateisty. I dzięki Bogu za tego typu niekonsekwentnych ateistów.

Z drugiej strony przykładem konsekwentnego ateisty-filozofa był oczywiście Markiz De Sade. Pokazał bowiem do czego w logiczny sposób prowadzi ateizm ponieważ rozumiał w jakim kierunku sprawy będą musiały się potoczyć, jeśli zaklasyfikuje się człowieka nie jako szczególne stworzenie noszące na sobie Boży obraz, ale jako zwykłą materię napędzaną procesami chemicznymi lub produkt bezosobowej natury.

Markiz stwierdził, że jeśli życie jest tylko mechanizmem, wytworem ślepej natury i przypadku, to oznacza, że to co jest - jest właściwe, a moralność nie ma racji bytu. Moralność według niego to tylko słowo-wytrych służące do tego by jeden człowiek manipulował drugim (innymi). Dodał jednak: „Uwolnijmy się od tej manipulacji i bądźmy konsekwentni". Kolejny logiczny krok jego założeń był następujący: jeśli natura przesądziła, że mężczyzna jest (zwykle) silniejszy niż kobieta to istota rodzaju męskiego ma prawo robić z istotą rodzaju żeńskiego co mu się podoba. Czyn, za który De Sade trafił do więzienia – wzięcie prostytutki i bicie jej dla swej przyjemności – był zwykłym i logicznym wprowadzeniem w życie jego założeń. Sadyzm więc to pewna koncepcja filozoficzna mówiąca, że to co jest, jest słuszne. Jeśli natura (w procesie doboru naturalnego) przesądziła jakąś sprawę - jak np. siły to w zupełności słuszne jest korzystanie z niej w dowolnej sytuacji.

Chrześcijaństwo daje odpowiedź na zachowanie Markiza czego ateista w żaden sposób nie jest w stanie zrobić. Chrześcijaństwo mówi, że moralność istnieje poza nami, jest obiektywna, a jej standardy zostały nam objawione. Ich źródłem jest Trójjedyny Bóg. To sprawia, że samo istnienie moralności ma swoje podstawy, ale także, że jej treść jest określona i objawiona w Piśmie Św.

I co ważne - w jej skład znaczeniowy wchodzi nie tylko relacja jednego człowieka wobec drugiego (np. nie kradnij, nie zabijaj, nie cudzołóż), ale i relacja człowieka z Bogiem (nie będziesz miał innych bogów obok mnie, pamiętaj abyś dzień święty święcił, kochaj Boga całym swoim sercem, rozumem, siłą).

Oznacza to, że obojętność człowieka wobec Boga i Jego Słowa nie jest postawą neutralną moralnie lub nieobjętą definicją moralności. Jest jak najbardziej zachowaniem niemoralnym. Można to zilustrować w następujący sposób - używając słów Van Tila:

Bóg mówi, że żyjesz jak gdyby na jego posiadłości. Ta posiadłość jest bardzo dobrze oznaczona przy pomocy dużych znaków rozmieszczonych właściwie wszędzie, stwierdzających Jego prawa własności. Nie sposób ich nie zauważyć - nawet gdybyś pędził 120 km/h. Bóg, który objawił siebie w Biblii, stwierdza, że każdy fakt w tym świecie nosi na sobie znak Jego pieczęci, którego nie można zedrzeć. Tak więc, jakże możesz pozostać neutralny wobec takiego Boga?

Jeżeli Bóg chrześcijaństwa istnieje, dowody na Jego istnienie musza występować w obfitości i muszą być na tyle jasne, aby rzeczą zarówno nienaukową, jak i po prostu grzeszną było nie wierzyć w Niego.

Chodzi o rzecz następującą: nie wierząc w Boga, nie uważasz siebie za Boże stworzenie. Nie wierząc w Boga, nie sądzisz, że wszechświat został przez Niego stworzony. Innymi słowy, uważasz, że ty po prostu jesteś i cały wszechświat po prostu jest. Ale jeżeli jednak jesteś Jego

stworzeniem, wtedy twoje obecne nastawienie do Boga jest bardzo nie w porządku. W takim wypadku, jak sądzę, jest ono dla Niego obelgą. Obraziłeś Boga i Jego niezadowolenie spoczywa na tobie. Można nawet powiedzieć, że Bóg i ty nie rozmawiacie z sobą. Masz poważne powody ku temu, aby dowodzić, że On nie istnieje. Jeśli On istnieje, na

pewno ukarze cię za lekceważenie Go. Właśnie w tym celu włożyłeś kolorowe okulary, które decydują o tym, co mówisz o faktach i dowodach na niewiarę w Niego. Cieszyłeś się majówkami i polowaniami bez pytania o Jego pozwolenie. Jadłeś winogrona z Jego winnicy bez zapłaty, co więcej – wręcz znieważałeś Jego wysłanników, gdy pytali cię o nią.

Czy jest to postawa człowieka moralnego? Czy korzystanie z winnicy Gospodarza przy jednoczesnym zaprzeczaniu Jego prawa własności do tej winnicy, a nawet zaprzeczaniu istnieniu Gospodarza jest neutralne pod względem moralnym?

Czy cieszenie się życiem, powietrzem, słońcem, jedzeniem, winem, seksem, widokiem gór, zdrowiem - bez powiedzenia choćby słowa „dziękuję" wobec Autora tych rzeczy jest moralnie neutralne?

Zakończę tym retorycznym pytaniem dziękując za waszą uwagę.