Ponowna odnowa rodziny
(10 rozdział z „Angels in the Architecture – A Protestant Vision for Middle Earth")
tłumaczył Bogumił Jarmulak; śródtytuły dodał Bogumił Jarmulak
1. Lament na stanem rodziny
Wielu ubolewa nad stanem nowoczesnej rodziny. Konserwatyści wspominają przeszłe czasy, kiedy rodzina wciąż zajmowała poczesne miejsce. Jesteśmy świadkami rosnącej liczby rozwodów, braku wspólnych posiłków, dzieci wychowywanych bez ojców, wieczorów spędzanych przed telewizorem zamiast na pogawędce, rodziny z dwoma pensjami i żadnym dzieckiem, powszechnej aborcji, związków homoseksualnych itp. Wobec tego wszystkiego nie dziwi nas podnoszony lament. Współczesność przyzwyczaiła nas do płaczu, który towarzyszy rozpadowi. Może jednak problemem nie jest rozpad nowoczesnej rodziny, ale nowoczesna rodzina jako taka.
Zbyt często zapominamy, że w świecie, w którym spotykamy zarówno dobro, jak i zło, czasowniki przechodnie nie zawsze oznaczają cnotę. Nie wystarczy powiedzieć, że człowiek kocha – chcemy wiedzieć, co kocha. Jeśli ktoś jest tolerancyjny, to nie sposób stwierdzić, czy to dobrze, czy źle, dopóki nie dowiemy się, co toleruje. To samo dotyczy słowa „konserwować". Dlatego z tego, że ktoś nazywa się konserwatystą, nie wynika jeszcze, co chce „konserwować". Na własne oczy widzieliśmy twardogłowych komunistów próbujących utrwalić Związek Radziecki, fanatycznych muzułmanów dążących do zachowania tradycyjnych zwyczajów islamskich i amerykańskich prawicowców konserwujących bogate dziedzictwo „Ozzie i Harriet"[1]. Samo słowo „konserwatywny" niewiele mówi.
Obecnie dużo osób zatroskanych przyszłością nowoczesnej rodziny okazuje zainteresowanie zachowaniem i utrwaleniem modelu rodziny zgodnie z tym, co widzieliśmy zanim ujrzeliśmy plajtę eksperymentu społecznego opartego na nowożytnej filozofii. Innymi słowy, nie chcemy wypić piwa, które naważyliśmy, a które sprawia, że czujemy się nieprzyjemnie w obecnej sytuacji.
2. Dokąd się udamy po ratunek?
Rodzina nie jest ludzkim wymysłem, z którego możemy zrezygnować, kiedy minie nam na nią ochota. Mnogość sposobów, w jakie nowoczesna rodzina ulega rozpadowi, dużo mówi o jej pierwotnym wyglądzie. Kiedy problem stał się rażąco oczywisty, nowocześni konserwatyści najczęściej próbują przywrócić status quo ante, czyli stan rzeczy przed zaistnieniem obecnych problemów. Chcą wrócić do spokojnych czasów, kiedy ciemne chmury nadchodzącej burzy wciąż kryły się za horyzontem. Nie rozpoznaliśmy zagrożenia, nie przygotowaliśmy się na nie, ale było miło i świeciło słońce.
Nie chodzi zatem o analizę naszych praktyk rodzinnych lub kształtu rodziny w dniach naszych dziadków. Nie powrócimy do punktu wyjścia, jeśli chcemy cofnąć się tylko o parę kroków. Musimy zastanowić się, czym jest małżeństwo w swojej istocie. Jak zostaliśmy stworzeni? Jak mieliśmy funkcjonować? Czego Bóg oczekiwał, kiedy uczynił nas jako mężczyznę i kobietę? A także, czy kiedykolwiek w historii Kościoła widzieliśmy ten schemat w działaniu?
Współczesne zainteresowanie rodziną nie jest oznaką zdrowia, lecz choroby. To zainteresowanie przypomina zainteresowanie dietą osoby ważącej 200 kg. Zdumiewa ilość publikacji poświęconych temu tematowi. Spotykamy seminaria, książki, podręczniki, romantyczne wycieczki itp. I choć wiele w tym miernoty, trzeba przyznać, że sporo materiału jest godne polecenia i pozostaje w zgodzie z Pismem Świętym. Mimo, że tak wiele uwagi poświęcamy problemom małżeńskim, to musimy jednak sięgnąć do sedna sprawy, by przywrócić zdrowe spojrzenie na rodzinę.
3. Małżeństwo jako obraz więzi Chrystusa z Kościołem
Chodzi przede wszystkim o stwierdzenie, że małżeństwo nie jest egalitarną instytucją. Bóg wyraźnie powiedział, że zgodnie z jego wolą głową rodziny jest mąż. Apostoł Paweł przyrównał związek małżeński do więzi Chrystusa z Kościołem, którego jest Głową. Pozostając pod wpływem nowożytnego indywidualizmu, sądzimy, że to znaczy, że mąż po prostu odpowiada za rodzinę, że jest szefem. Skutkiem tego z jednej strony mamy feministyczny sprzeciw wobec tej „prawdy", a z drugiej fundamentalistyczną jej akceptację ze strony macho. Jednak Biblia ma na myśli to, że małżeństwo ma federalny charakter. Trudno w pełni zrozumieć to pojęcie, ponieważ nasze jego użycie ogranicza się do pewnej formy rządów w państwie. Niestety, nie tylko porzuciliśmy koncepcję federacji, ale także zniszczyliśmy słowa, przy pomocy których moglibyśmy ją odtworzyć.
Słowo „federalny" pochodzi od łacińskiego słowa „foedus", co znaczy „przymierze". Rząd federalny to rząd oparty na przymierzu (tak przynajmniej być powinno). Odnowa federalnego małżeństwa związana jest zatem z teologią przymierza, której jednym z ważniejszych pojęć jest federalne przywództwo. Jego bardziej systematyczny wykład dała nam Reformacja, jednak było ono żywe już w Średniowieczu. Nie chodzi przy tym o kształt poszczególnych doktryn, lecz o pewien schemat myślenia oparty na przymierzu, który stanowi rzeczywistą alternatywę dla nowoczesnej rodziny i jej kłopotów.
4. Rozwinięcie pojęcia przymierzowości/federalności
Doktryna o federalnym przywództwie mówi, że Chrystus jest głową całego swego ludu, tak jak Adam był reprezentantem całej ludzkości. W piątym rozdziale Listu do Rzymian znajdujemy porównanie obu Adamów – obu przymierzowych głów. Adam podejmował pewne decyzje z Ogrodzie Eden nie jako indywidualna osoba. Nie podszedł do drzewa poznania dobra i zła jako jakiś mężczyzna. Gdyby tak było, to potępienie za to całej ludzkości byłoby wielką niesprawiedliwością. Fakt, że ten zarzut tak często się pojawia, ukazuje, jak bardzo indywidualistyczne jest nasze myślenie, w którym Adam występuje tylko jako jedna z osób z książki telefonicznej. Jednak jako federalny reprezentant Adam był całą ludzkością. Innymi słowy, wszyscy tam byliśmy – w nim.
Podobnie zyskaliśmy zbawienie. Chrystus jest głową swojego ludu i dlatego jego posłuszeństwo Ojcu uznane zostało za nasze. Oczywiście, będąc Panem jest odpowiedzialny za Kościół. Jednak w federalnej reprezentacji kryje się dużo więcej. Wyrażając to przymierzową terminologią, on jest Kościołem. Jesteśmy chrześcijanami, bo jesteśmy w Chrystusie.
Chrześcijańscy mężowie są wezwani do kochania żon w ten sposób. Przykazanie ma szersze znaczenie niż: „Bądź miły dla żony. Zabierz ją czasami do restauracji." Mąż ma reprezentować interesy żony i dzieci, które mu da. Każdy dom to mała republika ze swoim reprezentantem, który w pewnym sensie jest tą rodziną. W odróżnieniu od takiego pojmowania rodziny, nowoczesna rodzina, nawet jeśli nie uległa rozkładowi, opiera się na równości ról męża i żony. Jednak niezależnie od tego, co myślimy, mąż pozostaje głową i panem, choć jego lenno może być małe, a on sam często nie jest wart nawet tego. Współczesny mąż zazwyczaj czuje się niepewnie w tej roli, co nie zmienia faktu, że jest głową przymierza, a odmowa uznania tego nie zmieni istoty rzeczy, lecz co najwyżej sprawi, że będzie kiepską głową.
5. Żona – uległa, co nie znaczy gorsza
Sara wiedząc o tym, nazywała Abrahama panem. Nowoczesny człowiek ma wiele przesłanek do odrzucenia takiego pojmowania małżeństwa, a za wszystkimi kryje się wspólna ocena tych, którzy obstają przy nim – jakkolwiek mało by ich było. Np. łatwo jest powiedzieć, że doktryna o przymierzowym przywództwie i poddaniu odpowiada tylko megalomanom o ptasim móżdżku. Ta nowoczesna karykatura uważana jest za biblijne nauczanie na temat małżeństwa zarówno przez tych, którzy ją odrzucają, jak i przez tych, którzy, kierując się pewnego rodzaju tradycjonalizmem, akceptują ją. Jednak z łatwością można podać liczne przykłady podważające ten obraz. Abigail, na przykład, była kobietą zdolną, piękną i inteligentną, a jednocześnie pokornie poddaną mężowi. Kiedy Dawid zaproponował jej małżeństwo, odpowiedziała: „Oto twoja służebnica będzie niewolnicą, aby obmywać nogi sług mojego pana." Jeśli nie pamiętamy o wszystkim, co Pismo mówi o jej wielkości, możemy ją tylko spisać na straty jako prostacką służkę.
C. S. Lewis powołał się na ten przykład, wyjaśniając wyznawcom nowoczesności, czym jest poddanie i hierarchia:
Ze względu na Bossania Portia pragnęła stać się kimś więcej. Tysiąckrotnie milsza, o krocie bogatsza. Upierała się przy tym, że sama w sobie nic nie znaczy. Jest tylko prostą dziewką. Miłe to i szczere słowa. Kto jednak, w oparciu o te słowa, wszedłby do Belmontu i zachowywał się jakby Portia naprawdę była prostaczką, ten popełniłby wielką gafę. Już na samą myśl o tym rumieńce wstydu pojawiają się na twarzy. Mogła tak mówić do Bossanio – nie zapominajmy jednak, że była wielką damą.[2]
6. Oszustwo egalitaryzmu
Egalitaryzm to szkielet nowożytnej filozofii. Spotkać go można wszędzie – nawet wśród tych, którzy mu się sprzeciwiają. Jednym z powodów wszechobecności egalitaryzmu jest jego powszechność w nowoczesnych rodzinach, które stanowią komórki budujące kulturę. To w naszych domach straciliśmy zrozumienie pojęcia urzędu. Każdą więź postrzegamy jako współzawodnictwo lub walkę o władzę pomiędzy osobami. Mężczyzna ma swój punkt widzenia, a kobieta swój. To założenie sprawia, że biblijny wymóg poddania się żony mężowi odbieramy jako stronniczość Boga. Jakby chodziło o to, że przy każdej różnicy zdań mężczyźnie jako jednostce przysługuje racja.
Trudno o coś bardziej błędnego. Mężczyzna to prywatna osoba, jednostka, ale jako mąż sprawuje publiczny urząd, na który został wprowadzony – został upoważniony do zakładania metaforycznej togi. Razem z żoną jako prywatna osoba jest obywatelem tej małej republiki, a każde z nich ma swój punkt widzenia. Mąż jest ponadto osobą publiczną, której zadaniem jest reprezentowanie tego domostwa jako jej głowa. W pewnym bardzo ważnym sensie jest tym domostwem – w sensie tożsamości rodzinnej nieznanej nowoczesnemu człowiekowi.
7. Federalizm kontra egalitaryzm
W „Henryku V" Szekspira znajdujemy wyraz takiego sposobu myślenia. Choć przykład nie dotyczy małżeństwa, to jednak dobrze ilustruje federalny sposób myślenia. Po zwycięstwie Henryka nad Francuzami pod Agincourt, król Francji zwraca się do niego następująco: „Wielką radość sprawia nam widok waszej twarzy, bracie Anglio. Miło was widzieć, angielscy książęta, każdego z was." Henryk nie był po prostu jakimś Anglikiem. Jako król był kimś więcej niż najważniejsza osoba w królestwie. Wbrew temu, co czytamy w „Connecticut Yankee" Marka Twaina, bycie szefem nie jest odpowiednikiem średniowiecznego pojęcia panowania. W podstawowym, przymierzowym sensie Henryk był bratem Anglią.
Pojęcie głowy przymierza stanowi podwaliny małżeństwa. Nowoczesne małżeństwo buduje na zgoła innym fundamencie. Bunt przeciwko rzeczywistości nie zachwieje jednak istniejącym fundamentem ani go nie zastąpi innym, bo byłoby to wbrew sposobowi, w jaki Bóg urządził świat. Jednak sądząc, że budujemy na innym fundamencie, nie możemy budować należycie. Kiedy powstajemy przeciwko Bożej rzeczywistości, musimy oczekiwać, że przegramy. Nasze wysiłki spalą na panewce, a świat pozostanie niezmieniony. Odniesiemy rany w walce, ale nie osiągniemy celu. Zmęczymy się, rzucając śnieżki w stronę słońca, a kiedy zasapani padniemy na ziemię, może zreflektujemy się i zyskamy trochę mądrości.
Należycie rozumiejąc pojęcie głowy przymierza, wszędzie dostrzeżemy jego obecność. Zobaczymy też, jak bardzo obce jest duchowi tego wieku. Kontrast i niezgoda uwidoczni się zarówno w Kościele, jak i poza nim, ponieważ znaczna część Kościoła zawarła rozejm z nowoczesnością.
8. Przykład: głosowanie
Podam tylko jeden przykład. Zarówno w Kościele, jak i państwie powszechnie zaakceptowaliśmy prawo wyborcze kobiet jako oczywistość. Stało się tak, ponieważ doszliśmy do wniosku, że niesprawiedliwe jest przyznanie tego prawa tylko mężczyznom. Wierzymy w to, ponieważ myślimy, że w średniowieczu, często zwanym mrocznym wiekiem, mężczyźni głosowali za siebie, a kobiety uważano za zbyt głupie, by mogły być zdolne brać udział w głosowaniu. Miały tym sobie nie zaprzątać swych główek – ta protekcjonalność bardzo nas oburzyła. Wszyscy zatem wdrapaliśmy się na barykady. Kobietom przyznano prawo wyborcze i rozległ się hymn zwycięstwa.
Załóżmy, że Jaś Kowalski ożenił się z Zosią Kowalską. Załóżmy też, że ich kościół ma podjąć pewną decyzję w drodze głosowania. Sądzimy, że pod ancien regime patriarchowie w ogóle nie interesowaliby się tym, co myśli Zosia, ale z jakiegoś powodu chcieliby się dowiedzieć, co o tym myśli Jaś. Zatem zapytaliby go. My jednak jesteśmy bardziej oświeceni, więc zapytamy ich oboje.
Średniowiecznych interesowałoby raczej, co Kowalscy jako rodzina myślą na dany temat. Dowiedzieliby się tego, pytając ich rzecznika – głowę przymierza, który odpowiedziałby w imieniu rodziny, reprezentując jej członków. Nie chodzi zatem o to, czy mąż ma prawo głosować, a żona nie. Chodzi o to, czy rodziny mają prawo głosu. Zaślepieni nowoczesnością nie nadaliśmy prawa wyborczego kobietom, lecz odebraliśmy je rodzinom. Co z tego wyszło? Kiedy mąż i żona głosują jednomyślnie, mamy podwójną ilość głosujących. Kiedy się nie zgadzają, ich głosy się anulują, a rodzina zostaje bez wpływu na wynik głosowania.
9. Ratunek przed upadkiem
Oczywiście, doktryna, o której mówimy, jak wszystko w upadłym świecie, może zostać nadużyta. Człowiek chodząc po danej mu przez Boga ziemi, może potknąć się i upaść. Jednak ten, kto szukając ratunku przed upadkiem, chce chodzić po wodzie, niewiele zyska. Mamy chronić się przed upadkiem, czyniąc to, co do nas należy. Bóg nauczył nas, że pierwsi będą ostatnimi, a ostatni pierwszymi; że najwięksi będą sługami wszystkich; że droga do góry prowadzi w dół. Wielu z nas szuka jakiegoś spełnienia w małżeństwie, niestety nie znajdując go. Dzieje się tak, kiedy staramy się budować na własnym fundamencie, na tym, czego my pragniemy. Istotą małżeństwa jest jednak przymierze między mężem i żoną. Jako związek ilustrujący Chrystusa i jego oblubienicę, Kościół, małżeństwo ma oddawać chwałę Bogu. Celem małżeństwa, podobnie jak życia każdego z nas, jest radowanie się Bogiem i oddawanie mu czci. Bóg, nie my, określił, czym jest małżeństwo.
Nowoczesność wyrzuciła bóstwa domowe – nie dlatego, że odrzuciła bałwochwalstwo, jak każdy chrześcijanin uczynić powinien, ale ponieważ odrzuciła pojęcie domostwa. Nie czcimy Westy, bo nie mamy już ogniska domowego. Teraz czcimy olej opałowy. Gdyby odrzucenie bóstw domowych było spowodowane nawróceniem, Bóg błogosławiłby nam. Mamy jednak do czynienia z uwstecznieniem się w stosunku do starożytnych pogan. Zwracając się do Chrystusa, odkryjemy, że każdy dzień małżeństwa ma być składaniem świadectwa o jego przymierzu z Kościołem. Mężczyzna, który przyjmie nałożone na niego zadania, znajdzie dobrą żonę i życzliwe serce. Kto kocha żonę, kocha samego siebie.
Wyobraźmy sobie żonę, która mówi do męża, że jest jej średniowiecznym królem. Byłaby to obraza dla miejskich wyznawców nowoczesności, którzy są przekonani, że ludzie myślący w ten sposób zagubili się w świecie fantazji żywcem wziętym z filmów płaszcza i szpady. Dla nas jest to jeden ze sposobów na romantyczną zabawę w rycerzy i księżniczki. Niemniej jednak odnajdujemy w nim pewne prawdy, których nie można tak łatwo zbyć. Żona, nazywająca męża w ten sposób, musi rozpoznać wagę swoich słów, a mąż powinien wziąć je sobie do serca, gdyż określają jego rolę i zadanie.
Przypisy:
[1]„Ozzie & Harriet" to tytuł serialu emitowanego w amerykańskiej telewizji w latach 1952-1966, której bohaterami byli członkowie rodziny Nelsonów. Serial prezentował wiele konserwatywnych wartości, lecz w oderwaniu od religii. (Przyp. tłum.)
[2]„Raj utracony", C. S. Lewis