Nie ma chyba przedmiotu, który zdawałby się bardziej neutralny niż matematyka. Przecież ludzie różnych światopoglądów, żyjący w różnych czasach i krajach zgodnie przyznawali, że 2+2=4. Dlatego też na naszej twarzy pojawia się zdziwienie, kiedy ktoś mówi, że matematyka wynika z teologii. Jednak patrząc na to z innej strony – Bóg stworzył wszystko, co istnieje – powinniśmy uznać, że matematyka i teologia mają ze sobą bardzo wiele wspólnego. Człowiek nie podchodzi bowiem do matematyki neutralnie, jak nie podchodzi neutralnie do Boga. Jego podejście do matematyki zależy od jego stosunku do Boga i pojmowania natury świata.

Przyjrzyjmy się prostemu równaniu 2+2=4. Nie dla wszystkich jest ono oczywiste. Weźmy na przykład monistów, którzy twierdzą, że w ostateczności wszystko jest jednym. Dla nich w ostatecznym rozrachunku 2+2=1. To prawda, że dla wygody mogą na chwilę przyjąć, że 2+2=4, ale tak naprawdę 2+2=1, ponieważ tak naprawdę nie ma żadnej różnorodności, a to, co postrzegamy jako różnorodność, tylko jawi się jako taka – ostateczną rzeczywistością jest jedność. Z drugiej strony pluraliści nie zgodzą się z żadnym z powyższych równań, bo dla nich 2+2 nie może równać się 4, ponieważ w ostateczności nie uznają żadnych zbiorów (kategorii) ani tożsamości. Jak zwrócił na to uwagę Vern S. Poythress, "bez prawdziwego pojęcia jedności i różnorodności równanie 2+2=4 wpada w próżnię" ("A biblical view of mathematics" w "The foundations od Christian scholarship", 1976, s. 161), czyli nie ma podstaw, na których mogłoby się ostać. Mamy tu do czynienia z podstawowym problemem filozoficznym jedności i wielości – jest to problem, do którego rozwiązanie znajdujemy tylko chrześcijańskim pojęciu Trójcy. Dlatego tylko chrześcijanin może szczerze przyznać, że 2+2=4.

Nie wszyscy zgadzają się jednak, że matematyka jest jedna, a do tego z góry określona. Znany ateistyczny filozof, Bertrand Russell, stwierdził, że matematyka jest "przedmiotem, w którym nigdy nie wiemy, o czym mówimy, ani czy mówimy prawdę" ("A Recent Work on the Principles of Mathemathics" w "International Monthly", 1901, vol. 4). Nietrudno spotkać również filozofów i matematyków, którzy uważają, że matematyka nie została dana z góry, lecz jest dziełem człowieka.

Jeśli jednak matematykę stworzył człowiek, a ponadto w matematyce "nigdy nie wiadomo, o czym mówimy", to dlaczego matematyka działa? Dlaczego przy jej pomocy człowiek poleciał na księżyc? Dlaczego "wolna twórczość ludzkiego umysłu" ma tak wielkie zastosowanie w nauce i codziennym życiu? To pytanie nie daje spokoju ateistycznym matematykom i filozofom, a mam nadzieję, że i nas pobudza do myślenia.

Matematyka może jawić się jako "wolna twórczość ludzkiego umysłu", jeśli jest uprawiania w oparciu o niebiblijne założenia światopoglądowe. Jednak nawet wtedy każdy matematyk musi rozpoznać "opór materii", gdyż zbytnie uwolnienie się od zasad, według których Bóg uporządkował świat, musi prowadzić do katastrofy – zaprzeczmy temu, że 2+2=4, a już nigdy nie polecimy na księżyc.

Dla chrześcijan matematyka nie jest ani "wolną twórczością ludzkiego umysłu", ani też niezależnym bytem, który z Bogiem nie ma nic wspólnego. Jest raczej przejawem mądrości Bożej, która stworzyła i uporządkowała świat. Możemy uprawiać matematykę, bo jesteśmy stworzeni na obraz Boga i dlatego możemy "naśladować Boże myśli". Możemy prawdziwie poznawać i opisywać świat przy pomocy matematyki, bo w ten sposób Bóg wpierw go opisał.

Oczywiście, matematyka należy do sfery objawienia ogólnego, dlatego musi być podporządkowana biblijnej teologii (objawieniu szczególnemu), by nie stała się "przedmiotem, w którym nigdy nie wiemy, o czym mówimy, ani czy mówimy prawdę." Sądzę, że jako chrześcijanie właśnie tak powinniśmy postrzegać matematykę i jej nauczać.