Zastanawiam się kiedy politycy zrozumieją, że w końcu muszą przestać łamać ósme (wg Pisma Św.) przykazanie („nie kradnij") i oddać dzieci ich rodzicom, jako posiadającym naturalne prawo wychowawcze i edukacyjne.
Ostatnie projekty zmian Minister Edukacji p. Katarzyny Hall o obniżeniu wieku szkolnego do wieku 6, zaś obowiązkowej zerówki do 5 lat każą przypuszczać, że rzekomo „liberalny" i „wolnościowy" program deklarowany przed wyborami przez Platformę Obywatelską, w rzeczywistości sprowadza się do kontynuacji dzieła wynikającego z wiary w państwo, którego zadaniem jest „produkcja" obywateli myślących według wzorca narzucanego przez rządowy program. Wciąż mamy do czynienia z odbieraniem (a mówiąc wprost: z kradzieżą) mamom i tatom coraz większej ilości sfer rodzicielskich, w których przecież to oni są pierwotnymi i naturalnymi decydentami.
Rodzina jest wobec państwa „instytucją" bardziej pierwotną i w tym kontekście uzurpowane sobie przez państwo prawa do ustalania „wieku obowiązku szkolnego" oraz "zakresu władzy rodzicielskiej" brzmią buńczucznie i niepoważnie. Rodzina jest instytucją najgłębiej ingerującą w osobiste życie człowieka. Wkraczanie państwa w sferę wolności człowieka (również edukacyjnej) prowadzi do powstawania „państwa opiekuńczego" i osłabiania roli rodziny w procesie wychowawczym. To nie państwo powinno kontrolować i sprawdzać czy wszyscy rodzice posłusznie posyłają 6-latki do pierwszych klas. Jest dokładnie odwrotnie. To rodzice posiadają naturalne prawo do oceny stopnia ingerencji państwa w ich życie rodzinne (małżeństwo, wychowanie dzieci). Oczywiście w nowoczesnych demokracjach państwo odgrywa rolę właściciela, który powierza rodzicom opiekę nad dziećmi informując o wytycznych i instrukcjach, których mają przestrzegać, jeśli nie chcą stracić przywileju opieki nad młodymi obywatelami (np. żadnych klapsów, obowiązkowa zerówka dla wszystkich 5-latków itp.).
Większość rodzin w Polsce nie jest szczególnie zainteresowana jakimikolwiek inicjatywami w tym względzie. Spora część polskiego społeczeństwa po upadku komunizmu zaczęła wierzyć w "neutralne światopoglądowo" publiczne szkoły i nie widzi nic niestosowanego w coraz większym ograniczaniu władzy rodziców nad własnymi dziećmi. Dlatego zamiast wziąć odpowiedzialność za wychowanie i kształcenie swoich dzieci godzą się na wygodniejsze rozwiązanie – jak najwcześniejsze oddanie swojego dziecka do żłobka, przedszkola i szkoły. A że już 5-latki będą musiały pójść do obowiązkowej zerówki (zaś 6-latki do szkoły) to pomoże im tylko w osiągnięciu "umiejętności potrzebnych do życia w nowoczesnym społeczeństwie". Im szybciej wyrwie się dzieci spod opieki rodzicielskiej tym lepiej. Dzięki temu one same będą miały okazję zapoznać się z zawiścią, agresją i patologiami z dala od rodzicielskich skrzydeł dostatecznie wcześnie by nie były nimi zaskoczone w starszym wieku. Rząd również będzie zadowolony bo im wcześniej dzieci są „upaństwawiane" i poddawane „rządowej obróbce" tym bardziej posłusznymi obywatelami się staną. Nauczyciele będą szczęśliwi bo nie stracą pensji spowodowanej niżem demograficznym. Dysfunkcjonalne rodziny będą zadowolone bo to „wyrówna szanse" ich dzieci, zaś wielu „wyzwolonym" mamom pozwoli wreszcie oddać się upragnionej wspinaczce po szczeblach kariery zawodowej. Wreszcie ktoś pomyślał o tym, by uwolnić je od balastu związanego z wychowywaniem 5-latków.
Należy jednak zwrócić uwagę, że sam obowiązek szkolny jest dość nowym „wynalazkiem". W czasach nowożytnych został on wprowadzony w życie przed oświeceniową rewolucją (np. w tzw. weimerskim porządku szkolnym Kromayera w 1619 r). W XVIII wieku obowiązek wprowadzają Prusy Fryderyka Wilhelma I ale i Arcykatolicka Austria pod panowaniem Marii Teresy (1774r.) Przymus szkolny jest wpisany w projekty oświatowe rewolucji anty-francuskiej, tak żyrondystów - Condorcet - jak i jakobinów -Saint-Just i Lepelletier. Upowszechnienie się w Europie publicznej i obowiązkowej szkoły przynosi wiek XIX. W 1825 r. w Prusach Wschodnich wszedł w życie przepis o powszechnym obowiązku szkolnym z powodu militarnej porażki Prus. Państwo wprowadziło więc w życie instytucję kulturowego przymusu, w której główna odpowiedzialność za edukację i wychowanie spoczywała na nauczycielu. Rodzic czuł się zwolniony z edukacyjnego obowiązku. Trudno nie dostrzec tu związku z wzrastaniem idei państwa narodowego i szkoły jako miejsca budzenia narodowej tożsamości.
Czasy od XIX w. znacznie się zmieniły, jednakże archaiczny i socjalistyczny przepis o powszechności obowiązku szkolnego pozostał w mocy. Różnica polega jedynie na wieku poborowym wcielanych w szkolne ławki dzieci. Współczesne państwo odziedziczyło po XIX-wiecznych Prusach ideologię, wedle której to ono jest podmiotem i instytucją kształtującą światopogląd dzieci. Rodzice są zbędni i coraz bardziej wykluczani z procesu edukacyjnego. Niekiedy zaś - stanowią zagrożenie, np. podważając „dogmaty" uczone w szkołach publicznych lub chcąc wypełniać rodzicielski obowiązek edukacyjny wobec własnych dzieci poza szkołą publiczną (edukacja domowa).
Ministerialne projekty ograniczające władzę rodziców nad własnymi dziećmi to przejaw tego, że współczesne państwo w wielu dziedzinach w dość zachłanny sposób wkracza w sfery zarezerwowane dla jednostki, lokalnej społeczności czy rodziny. Co więcej, państwo uważa się za źródło wszelkiej władzy (łaskawie "ustanawiając" władzę rodzicielską w kodeksie rodzinnym i opiekuńczym). Ono decyduje o tym, ile obywatel ma "odkładać" pieniędzy na emeryturę, edukację cudzych dzieci, kiedy dziecko ma pójść do szkoły i czego się tam uczyć. Jednocześnie sprawia pozory, że szanuje władzę rodziców nad dziećmi i ich prawo do wychowania zgodnie z wyznawanym światopoglądem.
Tymczasem państwo powinno być przede wszystkim instytucją ochronną, zaś rodzina instytucją opiekuńczą i wychowawczą. W społeczeństwach kolektywistycznych daje się zauważyć silną wiarę w Państwo, od którego oczekuje się rozwiązania problemów. To z kolei prowadzi do jego zaangażowania się w sprawy, które znajdują się w sferze odpowiedzialności rodziny, jednostek, prywatnych przedsiębiorstw, czy lokalnych społeczności.
Aby polska szkoła stała się wolna od zmieniających się ideologii rządzących klas politycznych należy przywrócić rodzicom prawo do decydowania o treści i wieku rozpoczęcia formalnej edukacji własnych dzieci. To oni znają najlepiej potrzeby, możliwości i uzdolnienia swojego dziecka. Posiadają także naturalny i pierwotny (wobec każdej innej instytucji – kościoła czy państwa) przywilej do wychowywania oraz edukacji własnych dzieci w zgodzie z własnymi przekonaniami.