Na całym świecie w rozważaniach dotyczących Bożego działania pojawiają się te same dwie błędne interpretacje. Pierwsza wszystko nazywa cudem. Druga odwrotnie - całkowicie usuwa cudowność z naszego życia. Obie wynikają z herezji, które pojawiły się w pierwszych wiekach naszej ery i dotyczyły nauki o Chrystusem.
Z jednej strony pojawili się ci, którzy mieszali pojęcie boskości z człowieczeństwem Chrystusa (monofizytyzm), a z drugiej - ci, którzy tak dalece rozdzielali boskość od człowieczeństwa, że doprowadzili do powstania dwóch jego osób (nestorianizm). Kredo chalcedońskie słusznie stwierdza, że człowieczeństwa i boskości Jezusa Chrystusa tworzących niepodzielną jedność, nie trzeba ani mieszać ani zmieniać, dzielić czy rozdzielać. Podobnie wygląda relacja Boga ze światem.
Pomieszanie cudowności z normalnością
Niestety wielu chrześcijan, choć zauważa zaangażowanie Boga w działanie stworzonego świata, miesza cudowne aspekty zaangażowania z tym, co określa się jako normalne. Inaczej mówiąc, zacierają granicę między tym, co cudowne i nie-cudowne. Błąd ten szczególnie upowszechnił się wśród współczesnych ewangelikalnych czy charyzmatycznych chrześcijan. Paradoks takiego rozumowania polega na tym, że próbując bronić tego, co cudowne, kończą na podważaniu cudowności. Doszukują się demonów pod niemal każdym łóżkiem, a szybkie znalezienie miejsca na zatłoczonym parkingu nazywają cudownym działaniem Boga; oczekują cudownego uzdrowienia każdej bolączki - od migreny po hemoroidy. Błąd nie tkwi w wierze w nadnaturalną ingerencję Boga w sprawy tego świata, lecz w założeniu że z nadprzyrodzoności wynika cudowność. To sprawia, że na prawdziwie cudowne działanie nie pozostaje wiele miejsca. Stworzenie świata w sześciu dniach, powszechny potop, wyjście z Egiptu, dziewicze poczęcie i zmartwychwstanie Chrystusa, jego powtórne przyjście - są to cudowne, niepowtarzalne wydarzenia historyczne. Tak samo cudowne są współczesne interwencje Boże - nagłe i niezwykłe uzdrowienia czy zachowanie życia w dramatycznych okolicznościach. Ciekawe, że wielu kalwinistów, słusznie sprzeciwiając się próbom mieszania cudowności z normą, podważa jednocześnie kamień węgielny teologii - suwerenność Boga. Panowie reformowani! Strzeżcie się, byście w słusznym zapale demaskowania szarlatanów nie odrzucili cudownych uzdrowień i innych Bożych działań, gdyż tak czyniąc, zanegowalibyście suwerenność Boga i głosząc, że to jednak człowiek "kule nosi" - stali się praktykującymi arminianami!
Niemniej jednak mieszanie cudownego z normalnym stanowi nadal wielkie zagrożenie. Bo jeśli przyjmiemy, że wdychanie i wydychanie powietrza, spożywanie hamburgerów i żonglowanie piłeczkami mają cudowny charakter, to przejście przez Morze Czerwone i zmartwychwstanie Chrystusa zatracą wyjątkowość (cudowność). Nie powinno zatem dziwić, że zwolennicy tego typu poglądów, nie potrafią rozpoznać wyjątkowości wielkich wydarzeń w historii zbawienia. Większą wagę przypisują temu, co dzisiaj Jezus czyni w ich życiu, niż temu, co uczynił 2000 lat temu. A przecież to, co czyni dzisiaj, wynika całkowicie z tego, co uczynił wtedy.
Deizm praktyczny
Na przestrzeni ostatnich 300 lat deizm praktyczny stanowił poważny problem. Ta herezja zrodzona na angielskiej ziemi wykształciła nową odmianę religii - bardzo "rozumową" i "naukową", która głosi, że Bóg po stworzeniu świata ze względów praktycznych wycofał się z naszego życia i pozwolił, by rządziły tu "prawa natury". Deizm nie jest chrześcijański i żaden prawowierny chrześcijanin nie może się pod tą doktryną podpisać. Niemniej jednak wielu chrześcijan przyjęło "rozwodnioną" wersję deizmu. Przesuwają więc Boże działania na granice uniwersum - cuda dzieją się gdzieś tam, ale nie tutaj. Era cudów nadejdzie przy powtórnym przyjściu Jezusa. Oczywiście, muszą przyznać, że duchowe odrodzenie to cud, bo tylko Bóg w cudowny sposób powołuje do nowego życia człowieka martwego, pogrążonego w grzechach. Ale akurat taki cud jest "bezpieczny", bo niepostrzegalny dla zmysłów. Ale poza tym nie przejawiają specjalnego zainteresowania bezpośrednim działaniem Boga na ziemi.
Deizm niszczy wiele aspektów życia Kościoła i chrześcijańskiej religii. Niektórzy określają go mianem "martwej ortodoksji", jednak niesłusznie, gdyż forma chrześcijaństwa zaprzeczająca cudownemu działaniu Boga na ziemi nie jest ortodoksją w żadnym tego słowa znaczeniu. Biblia mówi, że Bóg podtrzymuje słowem istnienie całego świata (Hebr. 1:3). Każda interwencja Boga jest nadprzyrodzona. To, że niekoniecznie musi mieć cudowny charakter, nie pomniejsza jej nadprzyrodzonego charakteru.1 Stworzenie jest obszarem nadnaturalnego działania Boga (choć nie zawsze cudownego). Ale Bóg odpowiada na modlitwy również w cudowny sposób: uzdrawia chorych, zsyła błogosławieństwa i przekleństwa. Wykluczyć cudowność ze świata to zaprzeczyć istnieniu Boga.
Bądźmy czujni, by nie popaść w żadną z tych skrajności:
1) Bóg zawsze działa w cudowny sposób,
2) cudów nie ma.
Pamiętajmy, że cuda to wyjątkowe wydarzenia i choć na świecie nie roi się od cudów, to Bóg, któremu służymy, działa w nadprzyrodzony sposób, czasami też cudowny, a jego dzieła, nawet jeśli nie cudowne, są zawsze nadprzyrodzone.
1) Ci, którzy twierdzą, że apostolskie dary języków i proroctwa już nie występują, powinni zgodzić się z Richardem B. Gaffinem: "Sprawa nie dotyczy tego, czy wszystkie dary duchowe ustąpiły, bo tak nie jest (kwestia dotyczy raczej tego, czy nadal otrzymujemy słowa objawienia). Nie chodzi też o to, że wszyscy, którzy twierdzą, że dary takie jak języków czy proroctwa ustąpiły, czynią tak na podstawie oświeceniowo-deistycznych założeń, dla których nie ma miejsca na bezpośrednie, nadnaturalne działanie Boga w stworzonym świecie lub życiu wierzących (choć tak może być w przypadku niektórych osób)." Argumentacja za nie występowaniem niektórych darów nie jest ipso facto zaprzeczeniem występowania cudów we współczesnym świecie.