Spędziłem wiele czasu w Narnii. Bywałem tam jako chłopiec z rodzicami, kiedy mój tata czytał nam na głos "Opowieści z Narnii". Bywałem tam też sam, kiedy wracałem nocą do pokoju, by dokończyć rozpoczętą lekturę, która tak mnie oczarowała, że nie mogłem doczekać się następnego wieczoru. Później kiedy zostałem ojcem, wielokrotnie czytałem te historie moim dzieciom. I liczę na to, że będę mógł je czytać również moim wnukom.
Wiele się tam nauczyłem – w Archelandzie, w Narnii, na morzu i między światami – ale wszystko, czego nauczyłem się tam, nauczyłem się tu. Czasami po prostu lepiej zrozumiałem to, czego już wcześniej mnie uczono. O pewnych sprawach łatwiej było mi rozmawiać przy pomocy narnijskich terminów. W każdym razie, opowieści z Narnii przekazują prawdę w sposób, który powinien charakteryzować chrześcijańskie opowiadania. Nie starają się konkurować z Biblią, lecz ukazują biblijne prawdy w nowym świetle. A nie ujrzeliśmy wcześniej takich rzeczy w Piśmie Świętym, ponieważ, podobnie jak wuj Andrzej, słyszymy tylko to, co chcemy usłyszeć.
Po pierwsze, lepiej pojąłem, czym jest zastępcze odkupienie, kiedy Aslan zajął miejsce zepsutego i ponurego Edmunda. Jeden umarł za drugiego. Ktoś odzyskał wolność, ponieważ ktoś inny zajął jego miejsce. Wielkoduszność Aslana jest przytłaczająca. Aslan nie umarł za abstrakcję, lecz za mało sympatycznego chłopca z twarzą usmarowaną słodyczami. Zaś po śmierci przyszło zmartwychwstanie – Kamienny Stół pękł, a zło zostało pokonane.
Wiązało się z tym pojęcie nawrócenia i bezużyteczność "dobrych uczynków" w próbie naprawy samego siebie. Eustachy stał się smokiem z powodu własnej szalonej głupoty, która go usidliła. Nie podobało mu się to, więc próbował zedrzeć z siebie własną skórę, by wraz z nią pozbyć się smoczych cech. Niestety, jego próby skazane były na porażkę, gdyż ze zrzuconej skóry zaraz wyłaniał się kolejny smok. Potrzebował pomocy z zewnątrz, kogoś innego, kto mógłby zmienić jego stan. Tym kimś okazał się Aslan, który uczynił to, czego Eustachy nie mógł zrobić sam.
Nauczyłem się w Narnii, że Boga nie sposób zamknąć w naszych kategoriach. Aslan był lwem nieoswojonym – był dobry, lecz dobroć i pluszowość nie muszą iść w parze. W odpowiedzi na pytanie Jill "Czy zjadasz małe dziewczynki?" Aslan odparł, że połyka rzeczy większe od małych dziewczynek. Lew, który pochłaniał królów i królestwa, zaprosił małą dziewczynkę, by zbliżyła się i u jego boku zaspokoiła pragnienie. Przyjdź i pij. Ale bez żadnych warunków.
Od Peddlegluma nauczyłem się lojalności. W każdej sytuacji wkładał najgorszą z możliwych masek, co jednak w żadnej mierze nie pomniejszało jego oddania. Oddanie nie ma nic wspólnego z okolicznościami. Dostrzegał złą stronę sprawy nie po to, by narzekać, lecz by przygotować się do spełnienia powinności. Lewis nie promował melancholii, lecz prawdziwą lojalność. Jednak zarówno Lewis, jak i Puddleglum znajdowali jakąś przyjemność w melancholii.
W końcu Trumpkin – chyba nigdy nie odwdzięczę się w pełni temu karłowi. Choć nie wierzył w Aslana, to jednak złączył swój los z księciem Kaspianem. Sprzeciwiał się użyciu magicznego rogu, uważając to za przesąd. Później mruczał pod nosem, że stracą dwóch dobrych żołnierzy wyczekujących pomocy, która z pewnością nie nadejdzie. Kiedy jednak podjęto decyzję wbrew jego opinii, Trumpkin zgłosił się na ochotnika. Kaspian zdziwił się temu, gdyż Trumpkin nie wierzył w moc rogu. "Wciąż w nią nie wierzę, Wasza Wysokość. Ale co to ma wspólnego z moją decyzją? (...) Znam różnicę między dawaniem rad a przyjmowaniem rozkazów. Udzieliłem ci rady, a teraz czas na wykonanie rozkazu."
Nauczyłem się także uprzejmości i dobrych manier zarówno w czasie pokoju, jak i podczas wojny. Piotr był gotów pozwolić królowi Mirazowi powstać, kiedy upadł podczas walki. Zaś ubiór mieszkańców Narnii był elegancki, a nie obdarty i niechlujny.
Kolejna lekcja dotyczyła błogosławieństwa dobrego jadła – jadła, które zapewne nie spotkałoby się z pochwałą ze strony wielu współczesnych dietetycznych guru. Nasi bohaterowie dotarli do Szasty, kierując się wspaniałym zapachem jedzenia, zapachem jajek na boczku i grzybów smażonych na patelni. Lewis wiedział, co jest dobre na śniadanie.
Moją ulubioną częścią opowieści z Narnii jest Srebrne krzesło. W jej zakończeniu znajdujemy wspaniały opis uczty i świętowania, który zestawiono z obrazem więźniów wysypujących się z mrocznego i wilgotnego królestwa złej Czarownicy. W tym opisie dosłownie czuć smak dobra.
Kiedy Lucy ponownie spotkała Aslana, zauważyła, że urósł. Na co lew odparł, że to ona urosła. Myślę, że kiedy my dorośniemy, w podobny sposób zauważymy, jak wielkim dziełem są te opowieści. A póki co, od czasu do czasu jakiś mędrzec spojrzy na nas i zapyta: "Czego ich uczą w tych szkołach?"
Artykuł ukazał się w Credenda Agenda nr 13/5. www.credenda.org